niedziela, 5 maja 2013

Matema i Malawi Lake


Matema to mała rybacka wioska leżąca nad północno-wschodnim brzegiem Jeziora Malawi (w suahili Nyasa) w południowej części Tanzanii. Jezioro Malawi to 3 co do wielkości słodkowodne jezioro w Afryce i 8 co do wielkości na świecie. "Nyasa" w języku suahili oznacza "duży zbiornik wodny" – czyli po prostu "jezioro". 

Do Matemy jechaliśmy z Iringi ok. 450 km, jedyne 9 h samochodem. Jedyne, bo biorąc pod uwagę stan niektórych dróg, korki czy wypadki to naprawdę szybko. Po drodze mijaliśmy przecudne plantacje herbaty i ciągnące się po horyzont pasma górskie. Przy drodze można kupić bardzo tanią herbatę. J. twierdzi, że jest kradziona z pola, dlatego jej nie kupuje – w końcu porządny z niego Niemiec. Na drogach można spotkać bardzo dużo policjantów kontrolujących prędkość i mimo że co chwile są tu garby zwalniające, kierowcy jeżdżą jak szaleni. Oczywiście i mój szef to crazy driver, przekroczył prędkość aż o 11 km/h – kosztowało go to 30000 tsh (15e). Ponoć bardzo dużo kierowców jeździ tutaj bez prawa jazdy - to by tłumaczyło tą ogromną liczbę wypadków. Dojazd do Matemy nie jest łatwy bez własnego transportu. Lokalne autobusy często zawodzą i podróż nimi może trwać wieki. 


Na miejscu dopiero przekonałam się dlaczego Matema Beach uznawana jest we wszystkich przewodnikach za najbardziej malowniczą plażę Tanzanii. Zdjęcia mogą nie oddawać tego klimatu, bo mądra ja zapomniałam ładowarki do baterii od aparatu i niestety większość zdjęć jest zrobiona telefonem...



Na plaży w Matemie J. wybudował kilka obiektów, ale my jechaliśmy przede wszystkim na budowę domu dla niemieckiego małżeństwa. Pani doktorowa i jej mąż byli tak dumni ze swojego nowego domu, że z zachwytu prawie całowali J. po rękach za ten „cudny” projekt. 


Innym projektem J. w Matema Beach jest „Titanic house”. Pod koniec budowy inwestor stwierdził, że dom już mu się nie podoba i postanowił oddać go luterańskiej diecezji. Jednak „Titanic” nie sprawdził się jako hotel, więc od 4 lat stoi pusty...


 Wieczorem na plażę schodzi się pół wioski, żeby zrobić pranie, łowić ryby czy po prostu się wykąpać. Dzieciaki miały ogromną radochę jak zobaczyły że robię zdjęcia, zaczęły się wygłupiać i pozować;)



Na plaży poznałam Kennedyiego i jego kumpla, którego imienia nie potrafię wymówić a co dopiero napisać... O dziwo, wiedzieli gdzie leży Polska i jaka jest stolica (może dlatego, że Kennedy jest nauczycielem w pobliskiej szkole?). Ja przyznaję się od razu, że zanim pojechałam do Tanzanii musiałam dokładnie wygooglować co i gdzie.

 

Podczas spaceru przypadkowo trafiłam na hotel prowadzony przez Niemca – Thomasa. Jak się później okazało Thomas to dobry kumpel J. i oczywiście to jego projekt. Noc w ekskluzywnym bungalow kosztuje 90000tzs (ok.45e), ale jest też mniej wypasiona opcja za 20000tsh. Od maja do grudnia ciężko z wolnymi terminami, bo Matema Beach jest oblegana przez niemieckich turystów...

 




3 dni w Matemie szybko minęły i trzeba było wracać. W drodze powrotnej przejeżdżaliśmy prze Tokoyo i zatrzymaliśmy się na targu z bananami. J. kupił 20kg zielonych bananów za 4e. Zielone banany (takie które się gotuje) smakują jak ziemniaki i najczęściej są tu podawane z sosem pomidorowym, jakimś mięsem i ryżem.
pozdrawiam,
P.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz