Po bardzo długiej podróży z Warszawy (z przesiadką w Katarze - Doha) w końcu lądowanie na w
Dar es Salaam. Welcome in Africa!;)
Pierwsze
wrażenie? Doskonale opisuje zdanie: „One of the most important
reasons to travel is to know what it feels like to be a foreigner.”
Strasznie dziwnie się człowiek czuje na początku, gdy wszyscy murzyni wokół
gapią się na Ciebie jak na małpkę w zoo. Ale powoli się przyzwyczajam i nie reaguję już jak krzyczą mzungu;)
Na
lotnisku trzeba było tylko wypełnić formularz wraz z podaniem o wizę,
zapłacić 50$, pokazać żółtą książeczkę szczepień i po
około godzinie stania w kolejce bezproblemowo otrzymuje się wizę
na 3 miesiące. Jak chyba wszędzie przed lotniskiem turystów
zaczepiają taksówkarze, ale na szczęście na mnie czekał już J.
i jego niezastąpiony Land Cruiser.
Dar es Salaam to największe miasto w Tanzanii (mimo że oficjalną stolicą jest Dodoma) i jedno z najszybciej rozwijających się miast na świecie, co daje się odczuć stojąc 2h w korku jadąc 12 km z lotniska do centrum. Nazwa miasta oznacza 'oazę spokoju', jednak spokój można odnaleźć tu jedynie wieczorem na plaży. W centrum w ciągu dnia panuje straaaszny chaos, mnóstwo ludzi i jeszcze więcej samochodów.
Pierwsze 3 dni w Dar es Salaam spędziliśmy na plaży Kigamboni, bo to tu będą stały wszystkie projekty, które będziemy przez kolejne 3 miesiące z J. rysować. Na prawdziwe zwiedzanie miasta przyjdzie dla mnie jeszcze czas w maju i czerwcu. Klimat w Tanzanii jest tropikalny, temperatura cały czas przekraczała 30°C, dlatego dopiero pod wieczór, gdy pojawił się łagodny wiatr znad Oceanu Indyjskiego udało mi się wytrzymać na plaży dłużej niż 10 minut i zrobić kilka zdjęć.
Aaa
i jeszcze parę zdjęć domów przy plaży, żeby udowodnić że, nie wszyscy
mieszkają tu na drzewach/pod drzewem, w gliniankach, bambusach, lepiankach czy innych takich...
Dar es Salaam to zdecydowanie nie jest typowa Afryka, jaką sobie wyobrażałam.
pozdrawiam,
P.







Brak komentarzy:
Prześlij komentarz